W tytule mamy ‚Skopje w 24h’ ale będziemy potrzebować znacznie mniej, gdyż nie ukrywajmy miasto nie obfituje w turystyczne atrakcje, a na pewno nie na tyle żądny atrakcji turysta spędził tu dnie. Nie da się ukryć, że kraj jest biedny.
Trudno pomyśleć, że to Europa, a kilka kilometrów dalej w Grecji wystawy sklepowe przykuwają wzrok produktami Armani, Apple, czy Mercedes. Moja wizyta w Skopje to de facto postój na obiad, choć nie byłobym sobą, gdyby ograniczyć się do wizyty w McDonald’s (choć i tak nie bardzo takowy widziałem).
Wjeżdzjąc do miasta, pobłądziliśmy trochę. Chociaż, czy może być mowa o błądzeniu jeśli nie znasz celu swojej drogi? Powiedzmy w takim razie, że zrobiliśmy sobie miejski safari, aż dotarliśmy do centrum. Przywitał nas stary, choć jary parking podziemny w centrum handlowym, nie mniej wiekowym, choć sklep Appla miał :) Było już późne popołudnie, a płatny parking gwarantował bezpieczeństwo dla samochodu, zatem mogliśmy udać się na strawę. Oto jak wygląda centrum Skopje:
W tle widzimy fortece Kale. Oryginalna pochodziła została wybudowana w VI w, obecna odrestaurowana jest m.in. wspaniałym punktem widokowym
Skopje leży nad Wardarą, mieszka tu 1/4 całej ludności Macedonii, co i tak daje miastu niewiele ponad 700 tyś ludzi.
Jak mówi nam historia miast powstałe 4000 lat przed Chrystusem zostało podbijana kolejno przez Rzym, Słowian (oni nadali miastu dzisiejszą nazwę) oraz Ottomanów. Oto jeda z pozostałości tamtych czasów. Meczet Mustafy Pashy.
Dalszy okres to panowanie cesarza Serbskiego, a z historii najnowszej od 1929 Królestwo Jugosławii.
Rok 1963 to wielka tragedia w historii miasta. Potężne trzęsienie ziemi o mocy 6 st. w skali Richtera przyniosło śmierć 1000 osób, a ponad 120 tyś. Pozbawiło dachu nad głową. Zniszczeniu uległo 80% miasta. Odbudową zajął się japoński architekt. Może właśnie dlatego nie odzyskało ono dawnego neoklasycystycznego stylu. Pozostałości po dawnym dworcu kolejowym upamiętniają dziś to wydarzenie.
Ale przecież idziemy coś zjeść. Przekraczając most z Placu Macedońskiego wchodzimy w Stare miasto. Przechadzając się do kamiennych uliczkach mijamy Stary bazar
i kościół Sveti Spasa
Mimo, że biedę widać na każdym kroku w witrynach sklepowych można podziwiać najróżniejsze ozdoby i świecidełka. Widać złoto jest w cenie.
Nagabywani przez właściciela knajpek siadamy na dworze i zamawiamy. Możemy pozwolić sobie na wiele, bo ceny sprzyja zaglądaniu do końcowych pozycji na karcie. Teraz już wiem jak musi czuć się anglik, gdy przyjeżdża do Polski.
Biorę ulubiona baraninę, która dla Macedończyków nie jest wcale takim egzotykiem. Z tego co pamiętam to jedno z najdroższych dań w menu, a z portfela nie znika więcej niż 15 zł (w przeliczeniu).
Wieczór z minaretu dobiega śpiew mahometański przypominający miastu o czasie na modlitwę. Nad miastem góruje Krzyż Milenijny na górze Vodno postawiony z okazji 2000 lat chrześcijaństwa.
To niezwykłe, że kolejne miasto bałkańskie łączy tak wiele narodowości, a tym samy praktyczną tolerancje religijną. Ekumenizm stosowany.
Wracamy przekraczają raz jeszcze Stary Most Kamienny zbudowany przez sułtana Mehmeda II.
_______________________________________________________________
I tak wyglądał nasz wieczorny obiad w Skopje.
Jako bonus-foto samochodziki, jakie bardzo często napotykaliśmy- ZASTAWA