Mostar

Kiedy wjeżdżasz do Bośni, myślisz Bałkany. Kiedy mówisz Bałkany, myślisz wojna. Znane z podręczników określenie „kocioł bałkański” prawdopodobnie nie straciło na ważności, ale pasjonaci militariów, łusek po kulach wpadających pod nogi, wyrzutni rakietowych za każdym rogiem ulicy i partyzanckich bojowników zamiast ekspedientek będą zawiedzeni. Wojny na Bałkanach już nie ma (co nie znaczy, że nie będzie), choć jej pozostałości do dziś widzimy już w momencie wjazdu do Mostaru – miasta sławnego mostu.

„Najpierw powstał most” tak zaczyna się historia miasta w Hercegowinie. Dopiero po tym fakcie zaczęła się rozwijać osada nad rzeką Neretwy. Charakterystyczny kształt mostu nadali mu Turcy w XV w p.Chr. Przy okazji sprowadzili rzemieślników, kupców, złotników…, czyli receptę na szybki rozwój miasta. Turków przegnali Austriacy, wprowadzając do infrastruktury nudne gmachy użyteczności publicznej.

Docieramy do miasta. Od razu kierujemy się na Starówkę. Jak radzą bardziej doświadczeni, samochód zostaje na parkingu. W sklepach i knajpkach nie ma problemu z płaceniem w euro, choć ceny zaokrąglane są do góry. Parking – 1 euro za godzinę. Przechodzimy jeszcze jedną uliczkę i się zaczyna… Muszę zweryfikować moją listę BEST PLACES. Zmiany będą poważne, bo zdetronizowany może zostać wieloletni lider angielski – Arundel. Dopołudnie w Medjugorie, popołudnie w Mostarze. Stopniowo zachodzące słońce podnosi walory estetyczne miasteczka.  Pod sandałami czuję, że bruk, jeśli nie oryginalny, to wiernie odwzorowujący dawne czasy.

Wszystko wygląda stylowo.  Nawet wnętrza zaskakują. Np. tu jazz na suficie.

Przechodzimy obok najróżniejszych precjozów i kuszących restauracyjek, kierując się na – ponoć jeszcze bardziej atrakcyjną – lewą stronę Neretwy. I oto jest:

MOST

Będzie miał jednak rację ten, kto nie dowierzy jego ponad 500 – letniej historii. Obecny jest wierną repliką zburzonego w 1993, o czym przypomina kamień.

Od maja 1993 r. przez prawie rok wojska chorwackie oblegały muzułmańską część Mostaru, znajdującą się na wschodnim brzegu. Niczym do kaczek chorwaccy snajperzy polowali na ludność cywilną, zabijając ok. 2 tyś. mieszkańców miasta. W starciach ucierpiały też liczne budynki oraz zburzony został most.

Mi tutejszy Most Turecki przypomina nieco ten nad Canal Grande  w Wenecji. Też nie wiem, jak radzą sobie z oblodzeniem. 29 m,  4.5 m szerokości i tylko jedno przęsło.

Nie powinni mnie dziwić, skaczący do turkusowej wody, młodzi tubylcy, wszak co roku odbywa się tu nielegalny konkurs skoków z dwudziesto-jedno metrowego mostu.

Przerzucamy się na lewobrzeżną część Starówki. Co za zmiana! Faktycznie, to chyba najbardziej kontrastujące miejsce religijne w Europie. Z jednej strony chrześcijanie, z drugiej część muzułmańska. Górzysty krajobraz dopełniają co i rusz spiczaste świątynie minaretów i kopuły meczetów. Z wież regularnie rozbrzmiewa melodyjna zachęta do modlitwy.

Spacerujemy po uliczce biegnącej równolegle z rzeką.

Po kilku minutach i kilkunastu „ochach i achach” docieram do bramy, za którą wznosi się MECZET MEHMED-PASZY

Na dziedzińcu warta podziwiania studnia do rytualnego obmycia przed wejściem (boso) do meczetu na modlitwę.

Kontynuujemy spacer, wokół stragany i barwne kramy. Tkaniny, stroje i biżuterię część sprzedawców wystawia na zewnątrz ubarwiając wąskie przejścia.

Spacerujemy przez kolejne ulice. Zdaje się, że przylegającą do Neretwy Starówką i wychodzimy na ulice, już bardziej przypominające nasz stereotypowy obraz Hercegowiny.

Odrapane, niewyremontowane domy to niestety reguła. Kierujemy się do kolejnego, pomniejszego meczetu. Sporo tu starszych ludzi, którzy odmawiają coś w rodzaju różańca.

Zielone nekrologi na ścianach świadczą o islamskim pochówku, czarne są chrześcijańskie.

Kilka ulic dalej ważny obiekt: MECZET KRADJOZA-BEGA.

Zawitałem też do cmentarza muzułmańskiego.  Zamiast krzyży słupy. Wejście do meczetu jest płatne 1 euro. Drugim wariantem, uważam że ciekawszym, jest opcja połączonego biletu z wejściem na minaret i panoramą miasta. Niestety otwarte do 16.00. Nie zdążyliśmy.

Pora coś zjeść. W drodze powrotnej kierujemy się nosem i estetyką lokalu. Pomimo że na ulicach nie należących bezpośrednio do starówki ceny są zaskakująco niskie, wygląd lokalu poddaje w wątpliwość jakość serwowanych potraw.

Zaczynają się „złote godziny”, jak nazywają je fotografowie. Około godziny przed zachodem i wschodem słońce daje ciepły pomarańczowo- czerwony kolor, a ostry kąt padania rzuca długie cienie. To właśnie wtedy można robić efektowne zdjęcia. Zwłaszcza krajobrazów i budynków.

Zatrzymujemy się w świetnej lokalizacji. Widok na most, lokalizacja: Starówka. W zachodniej Europie równałoby się to z astronomicznymi cenami. Tu możemy poczuć się jak prawdziwi turyści. Świetne jedzenie kuchni włoskiej, bośniackiej i serbskiej.

Mimo że przewodniki piszą, jakoby to najlepszy widok na Turecki Most  rozciągał się z Luckiego mostu, mi wystarczy ta perspektywa. Ciepłe zachodzące słońce, dobre jedzenie i piękne miejsce – cóż więcej trzeba.

Zahipnotyzowani urokiem chwili, kierujemy się z powrotem na prawą stronę mostu.  Mijamy wystawę, która upamiętnia straszliwe zniszczenia dokonane w ostatnim dziesięcioleciu w mieście.

Tylko spójrzcie na to zdjęcie i oceńcie klimat mostarskiej starówki:

Szukając dostępu do Internetu, natrafiliśmy na kolejną ciekawą knajpkę. Na górze bar, w piwnicy kafejka internetowa. I choć szybkość połączenia dawała trochę do życzenia, to poszukiwane informacje o wejściu na Maglić, najwyższą górę Bośni i Hercegowiny, znaleźliśmy. Przy okazji dowiedzieliśmy się o starciach z kupcami na wyburzanym Stadionie Dziesięciolecia i śmierci prof. Kołakowskiego.  Wielki Człowiek, wielki Filozof, wielki Radomianin.

Co za spokojne miejsce wolne od zgiełku, nie przeżarte konsumpcjonizmem, sklepami  bez cen na wystawach, hotelami, do których wchodząc wstydzisz się podnieść głowę, restauracjami, w których modlisz się, żeby ceny w menu okazały się być w lokalnej walucie, a nie euro czy dolarach, turystów, którzy w ubraniach wartych więcej niż twój samochód, zwiedzając marzą, żeby jak najszybciej wrócić do jacuzzi w swoim penthousie.  Taki skarb w, chyba niedocenianym turystycznie regionie, biednej, dotkniętej długotrwałymi wojnami Hercegowinie.

Podobnie jak mnie, Mostar zauroczył tysiące, jeśli nie miliony ludzi. Jego historyczne znaczenie i urok doceniony został ostatnio (17 lipca 2005) przez wpisanie na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Gratuluję, naprawdę należało się.

Na parkingu miła, choć dająca do myślenia, niespodzianka. Wracamy na parking, przygotowywaliśmy już pieniądze za 3-cią godzinę postoju.  Naszego windykatora nie było na posterunku. A może to sprytny mostarczyk chciał zarobić na zachodnich turystach, a parking był bezpłatny?  Mniejsza z tym, samochód nietknięty stał na stanowisku.

Arundel

New_x copy by you.

Pamiętacie, gdy w niektórych artykułach wspominałem o mojej prywatnej liście TOP PLACES. Nigdy takiej listy oficjalnie nie ogłosiłem . Wspominałem, że dane miasteczko jest 2gie, czy 3cie. Ale co jest Nr 1 ?!  Tak jest, z okazji świąt Wielkiej Nocy pragnę zaserwować Wam Arundel.  Smacznego!

Czytaj dalej

Skopje w 24h

Dziś zabieram was do państwa, które oficjalnie nie istnieje. To nie będzie Nibylandia. Zapraszam do Macedonii i jej stolicy. Tej nazwy nie znajdziecie jednak w oficjalnych międzynarodowych dokumentach. Sprawa narodowości Alexandra Wielkiego i historyczna nazwa państwa jest do dziś nie do zaakceptowania dla Greków, którzy skutecznie blokują akcesję Macedonii do NATO. W języku dyplomacji to niewielkie bałkańskie państwo określa się mianem Byłej Republiki Jugosławii.
Czytaj dalej

Sofia w 24h

DSC_0092 by you.

Komu znudził się już zachód z gotykiem i pałacami zapraszam do Bułgarii, gdzie zaznamy prawosławia i prawdziwej słowiańsko- bałkańskiej mieszanki kultur. Na początek stolica, czyli wizytówka. Odwiedzimy Sofię przeznaczając na nią nasze znane 24h
Czytaj dalej

Hamburg w 24h

hh_banner by you.

Czy do Hamburga trzeba dorosnąć? A może broni dostępu do siebie, żeby ćwiczyć cierpliwość? Czy to miejsce jest przeklęte?
Nie, nie, nie! Po 5 krotnych podejściach, manewrach i niedomaganiach jesteśmy w Hamburgu- mieście PORTU.
Zaczynamy jak zawsze – Dworzec Glówny. Okazały jak na niemieckie przystało.
Czytaj dalej